niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 2

Rozdział 2



*oczami Shane*


Obudziłem się czując tępy ból z tyłu głowy.  Otworzyłem oczy i zobaczyłem szpitalną aparaturę i Emily uśmiechającą się do mnie. I nagle wszystko sobie wszystko przypomniałem...

-Nic ci nie jest?  Ten mężczyzna on...

-Spokojnie wszystko będzie dobrze , teraz najważniejsze jest to żebyś wyzdrowiał.

-Ale co się tak właściwie stało?  Co ja tu robię?

-Zostałeś postrzelony w brzuch ,ale nie martw się lekarze się tym zajęli.

Miałem mętlik wciąż nie docierało do mnie co się stało. I tak rozmyślając zapadłem w sen.


*oczami Emily*


Siedziałam przy nim , gdy do sali weszli jego rodzice.  Nie chcąc im przeszkadzać wyszłamz sali wprost na pprzystojnego blondyna.

-Przepraszam ja nie zauważyłam Cię.

-Nic nie szkodzi. A jeśli można wiedzieć , co tu robisz?

-Mój chłopak leży na tej sali. A ty kogo odwiedzasz?

-Tak właściwie pracuje tu , jestem Luke.

-Ja Emily , miło mi.

-Ja muszę iść , może masz ochotę pójść ze mną na kawę jutro o 15?

-Hmm , jasne. To do zobaczenia.


*oczami Luka*


Ta Emily jest naprawdę bardzo ładna. Szkoda tylko że ma chłopaka.

Patrzyłem za nią dopóki nie zniknęła za rogiem.  Oh stary musisz pamiętać że ona ma już chłopaka (zganilem sam siebie i odeszłem w przeciwnym kierunku)


*oczami Emily*


Ten Luke jest taki miły i jeszcze zaprosił mnie na kawę...

Wiem , powinnam mu odmówić ale on jest taki słodki. Tymczasem doktor zajmujący się Shanem właśnie znikł w dyżurce lekarzy. Pobiegłam za nim by spytać się o zdrowie mojego chłopaka. Okazało się że rana na razie goi się prawidłowo i nie mam powodów do zmartwień. Uspokojona tą informacją zadzwoniłam po taksówkę i wróciłam do domu , gdzie czekała na mnie zmartwiona ciocia.




 I jak myślicie Emily pójdzie na spotkanie z Lukiem , czy zostanie w domu?

Wiem że nowy rozdział miał być jutro ale kto w dzisiejszych czasach przestrzega zasad?! ;)

Kolejny rozdział powinien pojawić się jutro ale nie wiem czy będę miała

czas na napisanie :)

PS.Podoba wam się? Mam nadzieje że tak ☆



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz